Najchętniej zostałabym na święta u siebie i je przespała, ale nie mogę tego zrobić tacie, bo on tam w tym domu jest teraz sam i każdego dnia odczuwa namacalnie brak osoby, z którą spędził ponad 40 lat. Tato do mnie na święta nie przyjedzie, bo nie wyobraża sobie by w te dni nie odwiedzić cmentarza. Nie wiem, jak dalej żyć.
Jak, jak dalej żyćKiedy brak, brak już sił?Gdzie, gdzie jesteś ty?Co mam zrobić, powiedz mi?Daj, daj szanse miNiech znowu wrócą te piękne dniGdzie, gdzie jes
grey_delphinum Re: Katar - brak mi już sił 02.04.23, 21:05 Ja na takie przypadki mam krople z olejkami eterycznymi, którymi skraplam chusteczki higieniczne i co chwilę się nimi inhaluję (a w nocy mam na szafce nocnej takie chusteczki i inhalacja idzie non stop).
Na ćwiczenia nie miałam już sił. Nie miałam ich też na studia, pracę ani na spotkania ze znajomymi. Tych zresztą została garstka. Z resztą kontakt się urwał, no bo ile można z kimś rozmawiać o jedzeniu i ćwiczeniach? W czerwcu było już bardzo źle. Trafiłam do szpitala. Nie miałam już siły na nic, nawet na walkę.
Nie mam już sił walczyć o małżeństwo, które od dawna nie istnieje. Na palcach mogłabym policzyc dni kiedy ostatnio było super. 3 dzieci i brak odwagi na odejście.. mąż jest nerwowy ale nie bije. Wyżywa się na innych rzeczach. Boli to. Dzieci przeżywają a ja razem z nimi On nie chce terapii. Nie chce nawet badań zrobić ogólnych.
Brak śluzu przed okresem a ciąża; Od ilu lat ma się okres; Jak dalej żyć kiedy brak już sił; Co grozi za brak kategorii E? Jak ukarac faceta za brak szacunku; Brak ochoty na współżycie u żony; Brak ochoty na współżycie u mężczyzn
yx9geOm. Pomyśl sobie, że chcesz stracić coś tak cennego jak życie przez kawałki papieru które tylko umownie coś znaczą na tym świecie i nie wszystko wokół nich się kręci. Możesz spłacać dług latami w zależności jak duży masz ten dług pracować teraz na niego na budowie, za granicą. Żyć skromnie, bez rzeczy materialnych które są tylko rzeczami . możesz pożyczyć od kilku osób ze znajomych czy rodziny i potech ich spłacać bo jeżeli masz jakieś długi przez hazard albo inne szemrane sprawy to musisz się przyznać przed wszystkimi, rodziną i skończyć z obecnym stylem życia co nie jest takie straszne . Jak się zabijesz to nie poczujesz ulgi bo martwy człowiek ulgi nie czuje bo go poprostu już nie ma i nie ma najmniejszego sensu takie wyjście.
Uwaga! – bardzo, bardzo długie. Kochane, zmieniłam nicka, bo niektóre szczegóły, a właściwie wiele z nich, podane w tej wiadomości nie powinny zostać skojarzone z moją osobą przez niektórych ludzi, którzy mogą mnie tu łatwo znaleźć po zwykłym nicku… to tak, tytułem wyjaśnienia, bo zaraz ktoś mnie oceni, tak jak to już nieraz bywało – więc oświadczam, że nie boję się pisać pod własnym nazwiskiem, dopóki rzecz tyczy się wyłącznie mojej osoby. A ta się nie tyczy. Najpierw trochę historii. Ja i mąż jesteśmy rodzicami małego 2-letniego szkraba. Mąż pracuje, ja pracuję. Dzieckiem zajmuje się babcia – zresztą złego słowa na jej opiekę powiedzieć nie mogę. Paręnaście miesięcy temu, kiedy byłam na wychowawczym, a mąż wieszał psy na swojej pracy, która co prawda dawała całkiem niezłe zaplecze finansowe, ale za to też sporą dawkę negatywnych emocji i żadnych możliwości rozwoju, ten ostatni wpadł na pomysł, żebyśmy wrócili do własnej działalności. Nawiasem mówiąc, było to niedługo po zamknięciu poprzedniej, która przestała istnieć, bo była nierentowna, a właściwie mniej rentowna, niż praca na etacie na stanowisku, jakie zdobył mąż. Jednak praca nie dawała mu satysfakcji, jego szef też wiele pozostawiał do życzenia jako manager (obiektywnie), więc mąż wysuwał wiele argumentów w kierunku nowego zajęcia. Pokrótce mówiąc, sprawa miała wyglądać tak, że on będzie nadal pracował, zarabiał, a jednocześnie weźmie kredyt gotówkowy i ja, z pomocą mamy przy dziecku, zajmę się rozkręceniem nowego interesu. Ponieważ nie zamierzałam wracać do mojej firmy (szkoda gadać, dlaczego), a argument, że będąc w domu mam szansę wszystko na spokojnie przygotować, zaplanować, podszkolić się, a następnie otworzyć i rozwinąć w początkowym okresie działalność był trudny do zbicia. Plan był taki, że kiedy firma ruszy i zacznie jako tako funkcjonować, a ja przestanę sobie sama radzić ze wszystkim, on odejdzie ze znienawidzonej pracy i dołączy do mnie. Cel był jasny. W międzyczasie miał mi pomagać, wieczorami i w weekendy. Pewnie zastanawiacie się, co takiego mieliśmy zamiar robić. Otóż po paru dłuższych rozmowach decyzja zapadła: “otwieramy salon meblowy”. Otworzyliśmy. Ile to mnie kosztowało pracy i nerwów, męża zresztą też, chociaż w mniejszym stopniu, trudno ocenić. Najpierw ja musiałam się wiele nauczyć. Potem powstawała ekspozycja. Jednocześnie sama robiłam naszą stronę internetową. Zainwestowaliśmy w dobry program projektowy, meble, lokal kilkadziesiąt tysięcy złotych. W lokalu siedzieliśmy po nocach, wracaliśmy do domu o 3-4 rano. Urządziliśmy się w końcu, zabezpieczyliśmy środki na rozruch kolejnym kredytem :)….i ruszyliśmy. Nie, wcale nie było źle. Szczerze mówiąc ledwo się wyrabiałam z robotą. Z czasem pracowałam już po nocach, wieczorami, weekendami, projekty, projekty, projekty. Zważywszy, że jestem tam sama, a wszystko czyli przygotowanie dokumentów, pomiary pomieszczeń, podpisywanie umów, wyceny, projekty, obsługa klientów, zamówienia własne, faktury, kasa fiskalna, remanenty, łącznie z aktualizacjami strony internetowej, wszystko jest wyłącznie na mojej głowie. Dodam, żeby zobrazować, że umowa wykonania ma jakieś 20 stron, a sam projekt przygotowuje się nieraz kilka tygodni, wliczając zmiany wprowadzane przez klienta. Projekt wstępny, jaki zawsze robię klientowi za free, zajmuje dobrych parę godzin. Krótko mówiąc, nie mam się kiedy podrapać w wiadomą część ciała. Obecnie mam kilkadziesiąt zapytań, a w salonie nieraz nie mam kiedy do nich usiąść, bo cały czas ktoś do mnie przychodzi. W tego typu działalności nieraz poświęca się klientowi 1-1,5 godziny. Zajęłam się rozwojem firmy. Zmieniam ekspozycję, urządzam do końca studio. To inwestycja, która pochłonie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Staram się więc zdobywać jak najwięcej zamówień, pracuję po nocach, prawie nie śpię, niewiele jem, bo nie mam kiedy. Dziecko nieraz ogląda mnie przez godzinę, dwie dziennie. Ale nie o to chodzi. Mój mąż już się znudził pomysłem. Firma istnieje od roku – miał mi pomagać, ale nie zrobił jeszcze nawet jednego projektu. To, co robi, to zajmuje się dzieckiem – po pracy bawi się z nim, kąpie, usypia. Wszystko to w atmosferze pretensji, że znowu mnie nie ma, że znowu siedzę przy komputerze i rysuję, rysuję, rysuję…. Zajęć mam tyle, że starczyłoby dla czterech osób, nic więc dziwnego, że często wieczorami pracuję; jestem w domu, ale jednocześnie jakby mnie nie było. No bo co mam powiedzieć klientowi, który od tygodnia czeka na wstępny projekt i wycenę? Ale do mojego męża to nie dociera. Słyszę, że dziecko mnie nie będzie chciało znać, że on ma też dosyć. Ale on poza zajmowaniem się dzieckiem nie robi nic. Jeden raz; słownie: JEDEN umył w domu naczynia (a nie mamy zmywarki jeszcze) – teraz jeżeli ktoś je myje, to moja mama, żeby nam pomóc. Czasami poodkurza i to wszystko, jeżeli chodzi o roboty domowe. Zakupy robimy razem, pranie, składanie, wieszanie itp wyłącznie ja. Ja średnio dwa wieczory w tygodniu zaraz po powrocie z pracy siadam znowu do komputera. Wtedy mój mąż sam cały wieczór bawi się z dzieckiem – dodam, że sam przy tym ma świetną zabawę, nie robi tego z musu, potem kąpie, karmi i kładzie spać. W pozostałe dni wieczór spędzamy wspólnie z dzieckiem, bawimy się, potem jedno z nas kąpie, drugie daje kolację. Potem któreś usypia. Następnie (a jest to mniej więcej 22-ga) mój mąż idzie oglądać TV, a ja… siadam do projektów. Idę spać średnio o 2-3 w nocy, zasypiam przed monitorem… Kiedy wracam na górę (komputer mam piętro niżej) mój mąż dawno już śpi na kanapie… Nie mam jak inaczej. Słyszę – zatrudnij kogoś. Tłumaczę, że jeszcze za wcześnie, że jeszcze mnie nie stać. Mam naprawdę olbrzymie koszty, teraz doszła nowa ekspozycja. Mam nadzieję, że jeszcze pół roku i będzie spokojnie, wtedy wszystko wróci do normalności. Tłumaczę mu, że przecież wiedział, co oznacza własna firma i do tego przedsięwzięcie zrealizowane z takim rozmachem. Że wiedział, że oznacza to rok, dwa wyjęte z życiorysu. Co mam teraz zrobić? Zostawić to wszystko? On mówi „odpuść sobie trochę”. JAK? Czego mam nie zrobić? Mam nie wystawić faktur? Nie przygotować umów? Co drugiemu klientowi mówić „spadaj, bo nie mam czasu, jesteś ponad program”? Nieraz prosiłam, kiedy szkrab już spał: choć, pokażę Ci, co i jak, nauczę Cię projektować, będziesz mi pomagał. Zawsze słyszę: „nie mam czasu, nie mam siły, teraz źle się czuję, dzisiaj mi się nie chce….” Mnie się musi chcieć, nie mam wyjścia. Mój mąż wymyślił sobie teraz co innego. Nową zabawkę. Chce zmienić pracę, nasze studio już go nie interesuje. Ma na oku coś lepszego. Powiedziałam OK., dlaczego nie, jeżeli woli. Tylko trochę teraz czuję się oszukana; ja robiłam to wszystko dla nas, w imię czegoś się poświęcałam, teraz okazuje się, że to wszystko robię wyłącznie dla siebie. W okresie międzyświątecznym, kiedy byłam na urlopie dałam swojej rodzinie całe cztery czy pięć dni w całości, spędziłam je wyłącznie z nimi, na zabawie, spacerach, rozmowach, wizytach u rodziny. I kiedy po tych kilku dniach, a kilku jeszcze wolnych przed sobą, wspomniałam, że pójdę coś nadgonię, mój ślubny urządził mi karczemną awanturę. Wtedy przemogłam się i dokonałam wreszcie sztuki pozbierania rozbieganych myśli. W wyniku tego napisałam mu mail, podsumowując swoje odczucia (które zresztą komunikowałam w trakcie niejednej kłótni), o którym to mailu go poinformowałam i poprosiłam, żeby przeczytał i się ustosunkował (Zamieszczam poniżej, on chyba lepiej zobrazuje to, co mam do powiedzenia. Nazwy, nazwiska itp. zmienione. Wyjaśnienia w nawiasach.) Dodam, że… nawet go nie przeczytał. Nie był specjalnie zainteresowany. „Nigdy nie sądziłam, że tak właśnie będzie to z Twojej strony wyglądać, bo gdybym miała chociaż cień podejrzeń, że tak będzie, to w ogóle bym się za to wszystko nie wzięła. Mam tyle roboty, że ledwo się ze wszystkim wyrabiam, a właściwie to się nie wyrabiam, bo notorycznie zawalam te mniej ważne, a raczej mniej naglące rzeczy – chociażby wyceny. Ale kiedy już mam szansę trochę się z tym wszystkim obrobić, słyszę: – że nie mam czasu dla dziecka, – że robię z Ciebie kurę domową, – że “co ze mnie za matka, skoro nie lubię spędzać czasu z własnym dzieckiem” – że uciekam – że się wymiguję – że Ty masz dosyć a wiesz, ja też mam dosyć. Takiego traktowania. Kompletnie brakuje Ci empatii, poczucia odpowiedzialności za podjęte w ramach firmy zobowiązania, zrozumienia, tolerancji, zaangażowania. Ironizując: tak, wiesz, pewnie że wolę siedzieć na telefonie i próbować się po raz enty dodzwonić do M. (dostawca), który nie odbiera (a klient mnie gnębi), niż zbudować z dzieckiem basen z klocków. Wolę wisieć na słuchawce rozmawiając w dziesiątkach spraw, z fabryką, z D., z A., z R., z M. (firmy podwykonawcze), z klientami itp itd – niż poczytać z dzieckiem książkę czy posłuchać muzyki. Wolę o drugiej w nocy rysować kolejny projekt i robić wycenę, którymi już rzygam, niż po prostu poleżeć sobie i pospać przed telewizorem, poczytać książkę czy po prostu iść spać jak inni normalni ludzie. Tak, pasjami uwielbiam się przepracowywać, niejedzenie to moje hobby, brak snu mnie uskrzydla a nikły kontakt z dzieckiem dodaje mi sił. Tak, kocham to. Uwielbiam. Sam siebie posłuchaj, jak głupie jest to, co mówisz. Na zmianę słyszę: że nic innego nie robię, tylko siedzę na forum, że nie piorę i nie sprzątam, że jestem źle zorganizowana, a za chwilę, że żyję tylko firmą i że jak nie w firmie, to ciągle mam coś do zrobienia – sprzątanie, pranie itp i że uciekam od dziecka. To kim w końcu jestem: leniem czy pracoholikiem? Zdecyduj się. Dzisiaj mnie olśniło, już wiem, w czym rzecz. Ty się kompletnie nie utożsamiasz z tą firmą, dla Ciebie ona nie jest NASZA, ona jest MOJA. Denerwuje Cię, jak Cię wciągam w sprawy studio – bo przecież one nie są Twoje. I dodatkowo jeszcze wkurza Cię fakt, że nie możesz mi tego wypomnieć prosto w oczy, no bo jak by to wyglądało. Trzeba zachować pozory… Teraz nie dość że mam na głowie taką ilość spraw, która przerasta przeciętnego człowieka, że żyję pod ciągłą presją czasu, bo jest fizycznie niemożliwe, żeby to wszystko załatwić w określonym okresie, to jeszcze dodatkowo musze się stresować Twoimi wyrzutami i pretensjami, że jak szybko się nie uporam, czy za późno wyjdę z biura, czy też poświęcę trochę “wolnego” czasu na firmę, dostanę opiernicz od Ciebie. Dziękuję kochanie za “wsparcie”. Twoje wsparcie, mówiąc metaforycznie, polega na regularnym dawaniu mi kopów w d….ę, żebym szybciej biegła, a które w rzeczywistości powalają mnie na ziemię. Ale Twój brak empatii w tej materii (tak przynajmniej sądzę, bo wolę wierzyć, że nie jest to obojętność) nie pozwala Ci odczuć tego wszystkiego na własnym tyłku, więc wolisz się powozić po mnie – zapominasz, że jestem tylko jedna, a każdy klient (i nie tylko klient) oznacza dziesiątki spraw do załatwienia. Ja muszę: – przygotowywać dokumenty do księgowej – fiskalizować sprzedaże, wystawiać faktury końcowe i zaliczkowe – żeby to zafiskalizować prawidłowo nieraz trzeba się nagłówkować, a jeżeli jeszcze klient sobie coś wymyśli…. – robić projekty i wyceny – każdy projekt i wycena to przynajmniej dwie-trzy godziny – przygotowywać i podpisywać umowy – każda umowa to dziesiątki ustaleń, haczyków, poprawek, zamówień, opisów, telefonów; ale skąd masz wiedzieć, jak to wygląda, skoro nigdy tego nie posmakowałeś – płacić faktury, prowadzić ewidencję płatności odroczonych, robić kalkulacje, żeby na wszystko starczyło – uzgadniać montaże, realizacje, nieraz to oznacza dwadzieścia, trzydzieści rozmów telefonicznych w ciągu dwóch godzin; gdzie mają dowieźć sprzęt AGD i czy będzie go kto miał rozładować, gdzie i o której muszą trafić meble, czy się uda, o której kierowca przyjedzie, czy też wcześniej dowieźć, kto rozładuje, ile to będzie kosztować, zamówić sprzęt, ustalić ceny, w dniu montażu ciągły kontakt telefoniczny z montażystą, kierowcą, klientem; ustalenia, ustalenia, ustalenia, które zazwyczaj nie idą zgodnie z planem, bo zawsze wydarzy się coś po drodze itp. itd. – zamawiać sprzęt, akcesoria, główkować, gdzie jakie halogeny, transformatory, gdzie jakie łączenia i mechanizmy, każdą jedną duperelę muszę przemyśleć i ustalić, zwłaszcza teraz, kiedy wciąż jeszcze się uczę, jest to trudne i czasochłonne. I stresujące – bo co będzie, jeżeli czegoś nie dopatrzę, jeżeli coś przeoczę; każda pomyłka wiąże się z kosztami, które mogą być potencjalnie bardzo wysokie. A wszystko robię na własną wyłaczną odpowiedzialnośc. Najłatwiej powiedzieć komuś, że ucieka, że się wymiguje. Najłatwiej ranić, wygłaszając pochopne osądy i krytykować nie znając przyczyn. Czy ty naprawdę sądzisz, że nie wolałabym teraz posiedzieć z Wami? Chociaż swoją drogą mam do Ciebie żal i odsuwam się od Ciebie; nie wiem, czy to zauważyłeś; trudno nie mieć żalu w tej sytuacji. Spędziłam z Wami kilka dni będąc tylko i wyłącznie dla Was. Nie wykonałam nawet jednego telefonu w sprawach firmy – chociaż powinnam. Te kilka dni dało mi mnóstwo radości, szczęścia. Sądziłam, że Wam – Tobie – też. Ale okazuje się, że dla Ciebie to było tylko spełnienie małżeńskiego i macierzyńskiego obowiązku, miejsce kobiety jest przy rodzinie, prawda? Sądziłam, że może usłyszę “dziękuję, kochanie, za te kilka dni, które nam dałaś, doceniam”. Nie, przecież to żaden dla mnie problem i wysiłek. Przecież jedynym moim zajęciem jest się opier….. Sądziłam.. nie, sądziłam, to złe słowo. Miałam nadzieję – że powiesz “Kochanie, idź, masz parę dni luzu, ponadrabiaj sobie w spokoju to, co masz zaległe, my się tu wszystkim zajmiemy, ja jestem na urlopie, mam czas, mieszkanie jest posprzątane, jedzenie kupione i ugotowane, pracuj sobie spokojnie, nie stresuj się, ile Ci to zajmie, tyle zajmie, a może nasze życie wróci później do jako takiego ładu. Dzisiaj, w ciągu czterech godzin, od do wykonałam 27 telefonów – tylu wymagało załatwienie, z grubsza, sprawy W międzyczasie wysłałam (pomijając kłopoty ze zrywającym się połączeniem internetowym) cztery maile i kilka sms’ów w innych sprawach. Mam przed sobą kupę roboty, a za sobą parę niezbyt przyjemnych i budujących rozmów telefonicznych a na deser awanturę z Tobą. Genialny doping dla efektywnej pracy. I teraz, zamiast zając się tym, czym powinnam, piszę maila, żeby wyjaśnić (o ile się tym razem uda) Ci rzeczy, które powinny być dla Ciebie oczywiste. Szkoda, że nie są. Nic nie wiesz o tym stresie, który towarzyszy mi każdego dnia, przy każdym zamówieniu i beztrosko dokładasz mi kolejnych, w postaci braku zrozumienia, pomocy, bezpodstawnych oskarżeń i pretensji. Gdybyś rzeczywiście chciał mi pomagać, gdybyś ustożsamiał się z firmą, sam byś zaproponował, że coś załatwisz, że zostaniesz z małą, że jakąś sprawę przejmiesz. Ale nie. To co robisz, robisz, bo Ci nie wypada odmówić. Nie dlatego, że chcesz mi pomóc. Mi meble i mieszkania śnią się już po nocach. A mogę liczyć tylko na siebie. Jestem sfrustrowana, przemęczona, zgnębiona.” No i tyle, to chyba wszystko wyjaśnia. Nie wiem, dokąd nas to wszystko zaprowadzi. Byliśmy kochającym się, zgodnym, szczęśliwym małżeństwem. Teraz bardzo odsunęliśmy się od siebie. Mój mąż jest pracowitym, odpowiedzialnym, kochającym, troskliwym człowiekiem… i nie mam pojęcia, dlaczego tak się zachowuje. Dlaczego mnie nie wspiera. Co dalej? A może to ze mną jest coś nie tak? Przepraszam Was, że tak długo… musiałam się komuś wreszcie wygadać. Jeżeli ktoś dobrnął do końca i zechce napisać parę słów, chociażby krytycznych, bardzo mu za to dziękuję. Pozdrowienia dla Was wszystkich, D.
Witam. Dziękuję za odpowiedzi, że ktoś się zainteresował, że w ogóle ktoś miał ochotę przeczytać, bardzo jest mi miło. Nie liczyłem na to, że ktoś odpowie. Napisałem to tylko żeby z siebie to wyrzucić, bo tego już w sobie nie mogłem trzymać. Byłem już raz kiedyś u psychiatry, podajże 4 lata temu. Przepisał leki, zażywałem je tak jak lekarz zalecił, ale bez żadnych rezultatów, dalej było tak samo. Jestem dość bardzo trudnym człowiekiem. Mam pewnie taką osobowość. Myślałem, żeby iść pracować do biedronki, ale też nic. Z poznawaniem ludzi bardzo ciężko mi idzie, nie potrafię rozmawiać z innymi ludźmi jak także ich poznawać, więc liczę na to, że będę sam do końca a łudzić się i mieć nadzieję nie będę bo zawiodła mnie. 5 lat temu miałem dziewczynę, którą tylko ją miałem, zmarła właśnie w tamtych latach. Kilka miesięcy temu, w tym roku, po tych 5 latach poznałem dziewczynę, 140 km od siebie mieszkaliśmy, poznaliśmy się. Spotykaliśmy się przez jakiś czas. Pomyśleliśmy sobie, że przeniosę się bliżej jej miejscowości, znalazłem mieszkanie za 100 zł, bo to wynajmował jej przyjaciółki tata, ale wiadomo, trochę w gorszym stanie jak za tyle zł, ale mi to nie przeszkadzało był remont mówił, że zadzwoni ale nie dzwonił. A że dziewczyna mnie zostawiła to się nie przenoszę bo nie ma po co. Mam możliwość jechać do Anglii, bo mam tam siostrę, sama mi zaproponowała bym tam się do niej przeprowadził, ale zanim to by było to pewnie w lato, bo kupują nowy dom. Ale też angielski trzeba znać i w ogóle, a z nauką języków obcych ciężko mi idzie, a że jak wcześniej wspominałem, nie potrafię rozmawiać z innymi ludźmi oraz poznawania nowych znajomości, jest ciężej, Mam wujostwo ale zapewne nie chcą bym na jakiś czas się do nich przeniósł, bo za nami nie przepadają, ze względu ojca. Mam tylko babcię, ale ona u swojej córki mieszka bo już kilka lat choruje. Więc wszystko jest trudne. Pani ekspert napisała, że mam zaniżoną samoocenę i dostrzegam tylko swoje wady i porażki, no i tak właśnie jest. Nie potrafię żyć inaczej gdyż to wszystko w taki sposób się dzieje, a nic dobrego się nie zamierza, Powinienem cieszyć się tym, że osiągnąłem to, że skończyłem szkołę zawodową gastronomiczną, no fakt i cieszę się, tylko że skończyłem szkołę względu litości, bo miałem bardzo słabe oceny, bo nie miałem możliwości się uczyć, jak miałem i mam taką sytuację w domu. W ogóle skupić się nie mogłem, uczyłem się tylko w 2-5 nocy a wiadomo jaki później jest wyczerpany organizm. Walczyć o siebie nie potrafię, próbowałem cały czas, przez kilka lat. Nawet zapisałem się na wspólnotę NEO i przez rok tam chodziłem i zaprzestałem, ciągle tam słyszałem, jak innym się powodzi, jak Bóg im pomaga. Jestem bardzo wierzącą osobą, chodzę do kościoła, codziennie się modlę długimi godzinami tylko, że po swojemu. Starałem pomóc innym ludziom. Kiedyś jadąc rowerem do szkoły w czasie zimy w dużym mrozie, mimo to, że byłem już spóźniony na lekcję, pomogłem staruszce wstać i przejść przez pasy na drugą stronę ulicy, bo się przewróciła i nie mogła wstać, bardzo mi podziękowała, jestem z tego siebie dumny. Więc Bóg powinien się ucieszyć i jakoś mi to wynagrodzić czy tam pomóc tak jak innym, którzy mają mniej problemów niż ja, oni mają kogoś kto im pomaga, ja nikogo nie mam. Ale oczywiście nie liczę na to, bo to zrobiłem tylko dla dobra tej staruszki. W ogóle nie mam z czego się cieszyć. a na takie życie chyba nie zasługuję,niczym nie zawiniłem :c Wiem, że inni też mają problemy cięższe, lżejsze, ale oni mają kogoś kto im pomaga wesprze, przytuli. a ja właśnie nikogo.
Mam 15 lat, jestem nieśmiała, cicha, młomówna itp. Trudno nawiązuję kontakty. Nie mam przyjaciół. W podstawówce jak i w gimnazjum obrzucali i czasami nadal obrzucają mnie obelgami typu: jaka gruba, świnia, cicha, dziwna, itp. A ja zawsze chciałam być taka jak inni: odważna, śmiała, rozrywkowa, rozmowna, itd. Boję się rozmów i mam tremę przed wystąpieniami publicznymi. Wstydzę się. Byłam spychana na bok, a gdy teraz traktują mnie normalnie, to nie potrafię sobie tego uświadomić, wyobrazić. Gdyby pani poprosiła mnie o wypisanie swoich zalet i wad, wypisałabym same wady, bo zalet nie dostrzegam. W gronie ludzi boję się odezwać, boję się reakcji innych. Zawsze wyobrażam sobie co pomyślą o mnie inni, gdy powiem lub zrobię to czy tamto. Jestem zamknięta w sobie. Nie potrafię rozmawiać o swoich problemach z rodzicami i ogólnie... Gdy byłam młodsza tata za każde nieposłuszeństwo, np. niewyrzucenie śmieci albo niezrobienie zadania domowego, bił mnie pasem (teraz czasami też się zdarza, aczkolwiek rzadziej). Nie mam zaufania do rodziców: zawsze gdy tata chciał mnie zlać szukałam pomocy u mamy, choć z czasem i ona przestała pomagać. Teraz jedyną pomoc widzę w osobach duchownych, w Bogu, bo wiem, że on nie zleje mnie za moje upadki, błędy - da kolejną szansę, poczeka. Poszukuję kapłana lub zakonnika psychologa, ale narazie nie znalazłam :( Przed kimś takim łatwiej byłoby mi się otworzyć. Jeden ksiądz uświadomił mi, że nie jestem sobą, że na każdym kroku zmieniam maski: wśród koleżanek jestem inna, dla Boga jestem inna, po prostu nie wiem jaka jestem. Zatraciłam poczucie własnej wartości. Chciałabym potrafić podejmować poważne decyzje i nie wahać się zawsze, bo na każde zapytanie zwykle odpowiadam "nie wiem". Mam nadzieję, że to wystarczy i coś pani poradzi, bo już nie wiem co robić. Miałam nawet myśli samobójcze, ale na szczęście przeszły i mam nadzieję że nie wrócą. Jestem wrażliwa, być może czasami aż za bardzo, i każdy ból wydrapuje mi głęboką ranę w sercu :( Od niedawna zaczęłam się ciąć. Fakt boli, ale pomoga, czuję ulgę. Teraz nie mogłabym przestać, zbyt mi to pomaga. Mogłabym się ciąć całymi dniami, byle zapomnieć o wszystkim. Moje życie nie mam sensu, przyszłości, chcę być sama - wystarczy mi żyletka i cztery ściany. Widok krwi na mojej ręce i ran uspokają mnie. Zapominam o tym, co wokół mnie, tak jest mi lepiej. Widzę, że moimi przyjaciółmi teraz są ból, krew i żyletka - przynajmniej nie mają zamiaru mnie opuścić... :((
Nie mam już siły dalej żyć... Nie, nie zamierzam sobie odebrać życia bo mam dziecko ale nie daje już rady. Pisałam tu nie raz. Mój już byly m±ż po raz kolejny zagral sobie na moich uczuciach. Rozwiedli¶my sie po licznych jego romansach. A romans z koleżank± z pracy który trwal od 2009 roku zrobił swoje. Ona zaszla w ci±żę jak sie pożniej okazalo z wlasnym mężem ale caly czas utrzymywala ze z moim. Rozwiedli¶my się, mialam tego do¶ć, tych kłamst, jego kochanek i tego strachu co dalej. Nie chciałam tego rozwodu ale on postawił wszystko na jedn± kartę. My się rozwiedli¶my a ona nie odeszła od swojego męża. Ale gra na dwa fronty. Mi nawet napisala smsa ze być może ona nie będzie z moim wtedy mężem ale zrobi wszystko zebym i ja z nim nie była. W między czasie poznałam kogos i nawet ten zwi±zek zapowiadal sie dobrze tylko ja ci±gle my¶lalam o ex. Kiedy wyjechałam z dzieckiem na wakacje do rodzicow (350 km od niego) ci±gle do mnie wydzwanial byly m±ż, żalil sie na te swoja kochankę, płakał bo ona go miala gdzie¶ i powiedziała że na ten czas zostaje z mężem. Mówil, że żaluje ze rozwalil nasza rodzinę, że chce cofn±ć czas, pytal czy nam sie uda ewentualnie. Kiedy wrocilam tez pisal smsy i szukal kontaktu. Kiedy ja postanowilam ze moge sprobowac ratowac rodzine on sie na mnie wypial. Juz nie chce, znowu jest taki cwaniak jak wczesniej. Domyslam sie ze byla u niego i znowu dala mu jakas nadzieje a on znowu czeka. Tak rozpaczal jeszcze niedawno, bo ona pojechala z mezem na wakacje tlumaczac sie ze ojciec jej tak kazal. Nie mam sily.... Zagral po raz kolejny na moich uczuciach, zabawil sie mna... Jest mi teraz wyjatkowo ciezko bo ten niby zwiazek ktory mam a bylam gotowa zakonczyc nie uklada sie najlepiej. Wszystko tak sie nalozylo Jak zapomniec o ex? Jak nie dac sie znowu wykorzystac? Bo wiem ze ona znowu go za chwilke kopnie bo od meza nie odejdzie bo nie ma odwagi i boi sie rodzicow. Dlaczego zniszczyla mi rodzine? Poradzcie mi cos.... Prosze.... Deleted_User dnia sierpnia 21 2013 15:45:44 To jest Twój 5 wpis tutaj. Pierwszy jest z 2008 roku. Popełniasz wci±ż te same błędy i jeste¶ silnie uzależniona od swojego ex, myslała¶ żeby pój¶ć na terapię? Ten zaklęty kr±g trzeba przetrwać . jeżeli 75 to Twój rocznik to jeste¶ ode mnie tylko rok starsza, naprawdę nie szkoda Ci życia? To trzeba przerwać natychmiast, bez specjalisty się nie obejdzie. Nox dnia sierpnia 21 2013 16:05:15 .. kiedy powiedziałam mu, że jak nasza córka doro¶nie i wszystko zrozumie to zapewne nie będzie chciała go znać za to wszystko bo i tak teraz nie maj± dobrego kontaktu... A on odpowiedział: "Mówi się trudno..." Boże... Trudno??? Ile znaczy dla niego własne dziecko? -i to wła¶nie powinno pomóc ci zmienić nr komórkowy ,nie odbierać jego telefonów lub rozł±czać się jeżeli rozmowa nie dotyczyła do ciebie wydzwaniał i skarżył się na kochankę a ty w tym czasie była¶ w nowym zwi±zku -zamiast dbać o co¶ w co chyba za szybko weszła¶ ty zwodziła¶ partnera ,,ratuj±c ex"Nie unieszczę¶liwiaj innych-oni też maj± serca .Piszesz że kochanka zniszczyła twoj± rodzinę??????????ona niszczy swoj± ex zniszczył swoj± a ty przyczyniła¶ się do niszczenia obecnego zwi±zku nie będ±c uczciw± w stosunku do partnera. Komentarz doklejony: będ±c z drugim partnerem my¶lała¶ o pierwszym/nie zrywaj±c kontaktu/,będ±c z trzecim ci±gnęła¶ historię z pomocy by się usamodzielnić. ed65 dnia sierpnia 21 2013 17:01:00 5 lat i niekończ±ca się historia...... Na co Ty dziewczyno liczyła¶- na cudowne nawrócenie? Łykasz bajeczki byłego jak ryba powietrze po wyjęciu jej z wody... Skoro podjęła¶ decyzję o rozwodzie- to b±dĽ konsekwentn±... Co Ty chciała¶ ratować? Co¶ czego już dawno nie było. Twoja córka jest m±drzejsza od Ciebie..... Gdy zaczyna się użalać- rozł±czaj się, gdy zaczyna rozmowę nie dotycz±c± córki- rozł±czaj się.... I każdy inny temat nie dotycz±cy waszego dziecka kończysz zdecydowanie... Co TY jeste¶ Redakcja "Przyjaciółki", aby wysłuchiwać jego użalania się nad sob±..... Przeczytaj co napisała Tobie 1234554321 Masz swoje życie- a co Ciebie obchodz± jego problemy... On wybrał- niech ponosi konsekwencje swoich decyzji... Potrzebuje niańki- ma swoj± mamu¶kę, tatusia a w ostateczno¶ci niech się poradzi męża lafiryndy Deleted_User dnia sierpnia 21 2013 19:02:31 Przeczytałam wszystko, co napisała¶ i doszłam do wniosku, że jeste¶ bardzo rozchwian± emocjonalnie i bardzo niedojrzał± osob±- nic dziwnego, że tak układaj± się Twoje sprawy osobiste. Tobie ciężko będzie co¶ wytłumaczyć, bo w swoim rozwoju emocjonalnym, psychicznym zatrzymała¶ się gdzie¶ tam po drodze, dawno temu. Wiekowo jeste¶ dojrzał± kobiet±, ale myslisz, jak nastolatka, chociaż kilka dni temu założyła swój w±tek pewna 18-latka( tytuł w±tku- ...- tylko takie kropki, ale łatwy do odszukania) i wiesz ta młodziutka dziewczyna biję Cię swoj± m±dro¶ci± na głowę. Co Ty wyprawiasz kobieto? Czy zamieniła¶ się z kici± na rozum? Nic się w Twoim życiu nie zmieni, dopóki nie zakumasz, że za wszystko, co się dzieje, Ty jeste¶ odpowiedzialna. Chcesz się tak bawić z jakim¶ dzieciuchem? To się baw, nawet i do ¶mierci- Twój wybór. I w czym wła¶ciwie mamy Ci pomóc? Ja tego nie ogarniam. Deleted_User dnia sierpnia 21 2013 20:48:56 sarkaa75 A ja Ci daję medal. Za wytrwało¶ć. I widzę pozytyw Twojego zachowania. Portal nie zniknie z powierzchni wirtualnego ¶wiata. Zawsże będzie można liczyć na Ciebie. ed65 widzę, że¶ z pokolenia...Trybuny Ludu? ed65 dnia sierpnia 21 2013 21:10:43 No cóż, jam już troszkę na tym ¶wiecie jest..., Wiek oseska już ma za sob± Nawet nauczyłem się czytać i pisać Deleted_User dnia sierpnia 21 2013 21:29:12 ...i nawet piekielnie m±drze...ed65 ed65 dnia sierpnia 21 2013 21:35:15 Wiesz, wolałbym, aby tego typu portale nie musiały funkcjonować. Niestety- czasy się robi± coraz bardziej brutalne.. Ludzie nie umiej± ze sob± o swoich problemach w zwi±zku rozmawiać, nie potrafi± najpierw naprawiać relacji - bo to wymaga jednak wysiłku i zaangażowania.. i id± na łatwiznę- wol± wymianę na nowszy model... Coraz więcej dorosłych w krótkich spodenkach z proc± w kieszeni lub dziewczynek w sukieneczkach z warkoczykami.. Coraz więcej egoistów, zapatrzonych wył±cznie w siebie... Znika szacunek do naszego partnera, z którym spędziło ile¶ tam lat... I teraz rok, dwa po ¶lubie i zaczynaj± się dramaty... A media swoje dokładaj±... Prym w nich wiod± celebryci z wypaczon± psych±... A kto jest celebryta?: To ten, o którym wszyscy mówi±, wszyscy wiedz± jak wygl±da, a on nie ma nic m±drego do powiedzenia Deleted_User dnia sierpnia 21 2013 21:48:09 Racja ed65 ale jak ¶wiat stary zawsze roiło się od dewiantów, psychofagów, psychopatów, socjopatów , sadystów, zboczeńców obu płci. Teraz doł±czyło pokolenie egoistów i hedonistów- taki znak czasów. Robactwo wszelkiego typu było zawsze , tak jak zło. Sztuka żyć tak aby na takich nie trafić i nie krzywdzić innych. Tylko tyle i aż tyle. Deleted_User dnia sierpnia 21 2013 22:43:43 Lisbet ¶więte słowa- "Sztuka żyć tak aby na takich nie trafić i nie krzywdzić innych"myslę tak samo i dodam do tego jeszcze, że spotkanie wymienionych przez Ciebie tych wspaniałych czyli dewiantów, psychofagów, psychopatów itd. jest nieuniknione, bo pełno tego wokół- cała zabawa polega więc na tym, żeby nauczyć się ich rozpoznawać, a potem wiać od takich, gdzie nogi ponios±, a nawet, je¶li któremu¶ z nim uda się nas przechytrzyć i zbajerować, to po pierwszym ciosie nie czekać na następny, tylko uciekać i nawet przez chwilę nie żałować decyzji o ucieczce. A co do celebrytów, to jak mam tak wyrobione o nich zdanie, że nawet szkoda mówić. Najbardziej ¶miesz± mnie te podstarzałe pajace i pajacki po ilu¶ tam operacjach plastycznych, te zmanierowane miny- zwłaszcza ic polscy s± beznadziejni. taki daj± przykład mlodym ludziom, że szkoda słów. Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze. Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny. Brak ocen. Logowanie Nie jeste¶ jeszcze naszym Użytkownikiem?Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować. Zapomniane hasło?Wy¶lemy nowe, kliknij TUTAJ.
jak dalej żyć kiedy brak już sił